Wymiana chorych policjantów i dowóz zaopatrzenia do ciągle atakowanego posterunku policji był priorytetem szefa policji prowincji Ghazni. Ze względu na duże zagrożenie operację zabezpieczały pododdziały z Polskich Sił Zadaniowych i wydzielone elementy z US Army.
Godzina 10.00 – ruszyli …. Główną siłę operacji stanowi ANA / Armia Afgańska /, a dokładnie żołnierze z 1 batalionu 3 brygady wraz z nim tradycyjnie Zespół Mentorów OMLT nr 2 mjr Sławomira BOCZKOWSKIEGO. Wstępne wyliczenia trasy pokazują raptem 27 km, jednak doświadczeni dowódcy wiedzą, że droga w górzystym terenie nie powinna być liczona w kilometrach, a w czasie kiedy ją można pokonać. Tak więc wszyscy zabierają niezbędne wyposażenie na trzy dni.
Mimo że, ANA wydzieliła do operacji aż 4 plutony to jednak pojazdy US Army i OMLT nr 2 stanowią trzon przemieszczającej się kolumny. Rozpoznana droga jest utrzymywana i monitorowana przez system posterunków i patroli, tak więc nie powinno być problemów z powrotem. Po długim 12 godzinnym marszu przez góry kolumna wjeżdża do centrum Rashidanu. Po zabezpieczeniu rejonu następuje szybka wymiana żołnierzy i dostawa zaopatrzenia. Już po godzinie kolumna wraca. Wszystko idzie zgodnie z planem.
Jak zwykle w takich wypadkach życie rządzi się swoimi prawami, a góry pokazują swój charakterek. W połowie drogi pierwszy kontakt ogniowy z przeciwnikiem widać wybuchające pociski moździerzowe i układające się serie z broni maszynowej. Żołnierze ANA zajmują pozycje, strzelcy pokładowi natychmiast odpowiadają ogniem, wzgórza pokrywają się wybuchami. Jednak przeciwnik się nie poddaje, schowany za skałami stanowi trudny cel – wymiana ognia trwa prawie godzinę. Zostaje wezwane wsparcie z powietrza. Ostatecznie zapada zmrok i walka zamiera – nastała cisza. Dowódca operacji kmdr. por. Bogdan TOMASZYCKI podejmuje decyzję o kontynuowaniu marszu. Wykorzystując ciemności kolejne pododdziały opuszczają „strefę śmierci" używając noktowizji.
Opóźnienie, które wymusił przeciwnik odbija się po przejechaniu kolejnych 10 kilometrów. Mała rzeczka okazuje się pułapką dla ciężkich pojazdów wojsk sprzymierzonych. Kolejno grzęzną w błocie ciężkie Rosomaki i MRAP-y, akcja uwolnienia pojazdów z błotnej zasadzki zajmuje całą noc. Każdy pojazd trzeba przeciągnąć przez zdradliwy odcinek. Ciąg pojazdów zdaje się nie mieć końca. Żołnierze OMLT, a w szczególności drużyna ochrony, wykazują się swoim doświadczeniem. Widać, że czas spędzony na poligonach nie poszedł na marne, nie brakuje niczego są liny szekle i chęci. Zgrana grupa chor. Rafała KUBIŃSKIEGO pracuje szybko i sprawnie kolejno wyciągając z 50 metrowej pułapki pojazdy. Dowódca afgański widząc zaangażowanie polskich żołnierzy pogania swoich podopiecznych – nie chcą być w tyle i swoje braki w sprzęcie nadrabiają zaangażowaniem.
O godzinie 4.45 Dowódca OMLT nr 2 mjr Boczkowski przekazuje meldunek „06 tu BRAWO – Condor gotów do marszu”. Zaczyna się dalsza część marszu – nastaje świt - po kolejnych 5 godzinach marszu widać wieże meczetów Ghazni. Teraz już nie można się zatrzymać, mimo zmęczenia kolejne pododdziały przekraczają granice miasta i po następnych 40 minutach przeciskania wąskimi uliczkami, kończą zadanie. Operacja „PASSAGE” zakończona, zadanie wykonane.
TEKST: mjr Sławomir BOCZKOWSKI
ZDJĘCIA: kpt. Dariusz ŁASZEWSKI, kpt. Zbigniew PASZKIEWICZ, st. szer. Łukasz WIŚNIEWSKI,
st. szer. Tomasz ŻYCH